Drugie życie dawnych Ośrodków Wczasowych

Powstałe w epoce propagandy sukcesu, kojarzyły się z beztroską i gwarem zadowolonych wczasowiczów. Sielska atmosfera niczym u rodziny na wsi, w pobliżu lasy i rzeka. Ośrodki Wypoczynkowe największych zakładów pracy pozostają jednym z najlepszych „wynalazków” epoki PRL-u. Betonowy hotel dla dygnitarzy, stołówka i charakterystyczne, drewniane domki, to standardowy obraz ówczesnych Ośrodków Wczasowych. Standardem, było też skromne wyposażanie: zwykłe łóżka, szafki, czy prowizoryczna kuchnia, a do mycia woda w miednicy. Ale nie o wygodę tu przecież chodziło, lecz o pobyt na świeżym powietrzu. Mimo postępu, niejednemu marzy się powrót do miejsc, gdzie do snu kołysał szum fal i zapach polskich lasów. Z kilkuset zakładowych domów wczasowych na mapie Polski pozostało już tylko kilka. PRL nie uczynił z wczasów dochodowego biznesu, bo było to niemożliwe w tamtym systemie. Ośrodki należały do Państwa, prywatnych w ogóle nie było. Dziś, tylko w rękach nowych inwestorów mają szansę „odzyskać młodość”, ba w ogóle pozostać. Część z wykupionych przez prywatne osoby dawnych ośrodków, nie istnieje. Na ich miejscu stoją dziś nowoczesne, centra biznesowe. Tylko nieliczni inwestorzy widzą w małych, drewnianych domkach potencjał turystyczny. Mieszkańcy północnego Podkarpacia, pamiętają na pewno położony w sercu Puszczy Sandomierskiej Ośrodek Wczasowy Ulanów, należący do Huty Stalowa Wola. W czasach prosperity gościł ponad 35 tysięcy osób. Jak donosiło „Socjalistyczne Tempo” nr 16 z 1970r. ”wczasowicze wypoczywający nad Tanwią na ogół są zadowoleni i uznają, że 14-dniowe turnusy wypoczynkowe należy w przyszłości utrzymać […] W ośrodku panuje spokój i rzeczywiście można w nim wygodnie wypoczywać”. Ośrodek dawnego kombinatu, w nowej, mocno z liftingowanej wersji nadal gości wczasowiczów. Pierwowzór hotelu zakładowego Tanew, istnieje tylko na archiwalnych zdjęciach. Przebudowany, z nowym designem, nie przypomina dawnego obiektu. Na kilkuhektarowej, dawniej pustej działce stoją dziś dwa duże hotele, stadnina koni, korty tenisowe i place zabaw – słowem, coś o czym 40 lat temu goście mogli tylko pomarzyć. Z okien hoteli wciąż widać małe, urokliwe domki. Ukryte wśród lasu, cieszą oko turystów i budzą sentyment. Wciąż są nie lada atrakcją dla mniej wymagających gości. Moda na PRL sprawiła, że chętnych do wynajmu nie brakuje. Nigdzie indziej nie czuć tak ducha dawnej epoki, jak w małych, nadgryzionych zębem czasu obiektach wczasowych typu „Bieszczady”. Część z kilkudziesięciu domków przeszła renowację, reszta cierpliwie czeka. Choć biorąc pod uwagę, że niedługo uratowanym od zapomnienia chatkom stuknie pięćdziesiątka, śmiało można stwierdzić, że dla nich czas niejako stanął w miejscu. I tego jednego chyba można by pozazdrościć.

Komentarze

  • Spółka Polskie Wydawnictwa Specjalistyczne ProMedia Sp. z o.o., nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii zamieszczanych przez użytkowników portalu.
  • Spółka zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy naruszających prawo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *