Gorący kartofel na chruście

Lato było gorące jak kartofel z ogniska. Za dużo CO2 w atmosferze, a za mało na rynku, więc jak schłodzić się bez piwa? Oj tam, oj tam. 15 sierpnia hotelarze wniebowstąpili, bo długi weekend, opóźnione urlopy i upały pomogły im zapełnić hotele po wcześniej niespotykanych cenach. Cóż, że koszty zjadły lwią część zysku, czyli cały miąższ z ziemniaka? Została spalona, gorzka skórka w popiele, a na niej do zimy nie dociągniemy. Rząd się cieszy, bo w upale wstęp do lasu wzbroniony, można wycinać maczetą, a chrust ładnie wysycha, więc dla każdego wystarczy. Oczywiście wycieczka po chrust to najpierw tankowanie na Orlenie, bo szumnie zapowiadany elektryk nie powstał. Prezes monopolu petro-gazowo-nawozowego na pewno pomyślał o jesiennej promocji dla leśnych zbieraczy. Ale chwilowo zapomniał o szpitalach i piwoszach, ucinając skutecznie uboczną produkcję CO2. Nikt też nie bierze odpowiedzialności za tony sushi z Odry, a rząd dolewa oliwy do ognia, rozdając deputat węglowy. Hello? Is anybody out-there? Damy swojakom, kopciuchom, a ekoludkom wała jak Polska cała. Cała to ona jeszcze jest, ale już mocno chwiejna i nadwyrężona. A hotelarstwo chwieje się szczególnie. Kto potrafi liczyć, ten wie, że po podwyżkach opłat za media żaden hotel nie przeżyje bez gruntownej restrukturyzacji kosztów i podwyżki cen sprzedaży do poziomu europejskiego. Ale lokalny klient tego może nie łyknąć. W każdym razie nie na całym froncie i nie po sezonie urlopowym z bonem turystycznym w tle. Zagraniczny turysta latem nie dojecha [...]