-Branża musi teraz jednym głosem mówić o tym, że hotele już od ponad roku działają w trybie permanentnego kryzysu. Poza zeszłorocznymi wakacjami – które tylko części hoteli pozwoliły złapać oddech – funkcjonujemy w realiach zakazu bądź drastycznych ograniczeń działalności, walki o każdą złotówkę przychodu i wprowadzania wszelkich możliwych oszczędności, byle tylko masowo nie zwalniać naszych pracowników - mówi "Hotelarzowi" Wiktor Wróbel, prezes zarządu spółki Nosalowy Dwór.
Większość hoteli nie ma już środków na dalsze funkcjonowanie
Prezes hoteli Nosalowy zwraca uwagę na bardzo trudną sytuację finansową wielu hoteli i ich pracowników. -W moim odczuciu to, że hotele nie dokonały jeszcze masowych zwolnień odbywa się np. kosztem dostawców (często małych, polskich firm). Zgodnie z doniesieniami w mediach branżowych Krajowy Rejestr Długów alarmował już kilka miesięcy temu, że wg. stanu na październik 2020 zadłużenie branży HoReCa wzrosło o ponad 30% względem okresu przed pandemią. Wg. BIG InfoMonitor branża hotelarska była już w III kwartale 2020 najmocniej zadłużoną branżą gospodarki. Trudno zakładać, że sytuacja dalej nie pogarsza się z miesiąca na miesiąc. Obawiam się, że większość hoteli nie ma już po prostu poduszek finansowych z racji malejących od lat marż i presji kosztowych (wzrost kosztów płac, mediów, surowców – zresztą trend ten obecnie jeszcze przyspiesza).
Dramat finansowy pracowników hoteli, statystyki pokazują tylko część rzeczywistości
W opinii Wiktora Wróbla trudna sytuacja finansowa hoteli stawia także w bardzo trudnej sytuacji ich pracowników. -Brak dotychczasowych masowych zwolnień w hotelach jest też konsekwencją (dozwolonego przepisami) obniżania etatów pracowników do 50%. Biorąc pod uwagę zakaz działalności, jest to dla hoteli po prostu niezbędne, by w ogóle przetrwać. Trzeba jednak mieć świadomość, że stawia to pracowników w niezwykle trudnej sytuacji – na niższych stanowiskach niektórzy muszą przetrwać np. za 2 tys zł brutto miesięcznie. Osoby te niejako z musu pracują więc dorywczo (często nieformalnie) i to przede wszystkim dlatego nie widać ich w słupkach bezrobocia. Statystyki pokazują więc tutaj jedynie część rzeczywistości, bez jej ludzkiego aspektu, frustracji czy dramatów rodzinnych - wyjaśnia prezes sieci hoteli Nosalowy.
Jak dodaje -Na percepcję stabilności zatrudnienia w hotelach wpływa też wyjazd z naszego kraju pracowników zagranicznych (szczególnie z Ukrainy, bo nie mają oni dziś możliwości wypracować pensji, które od lat w dużej części wysyłają do rodzin za wschodnią granicą).
Branża oczekuje planu działania, inaczej goście wybiorą destynacje zagraniczne
-Jako branża potrzebujemy pilnie mapy drogowej na przyszłość - mówi Wróbel. -Nasi goście już od jesieni rezerwują pobyty za granicą a nie w Polsce, bo dalej nikt nie jest w stanie zapewnić ich, czy będą mogli przyjechać w jakimkolwiek terminie do polskiego hotelu, korzystać tam z gastronomii, basenu czy SPA (co jest niezwykle istotne przy rezerwacjach – wiemy, że bez tych usług goście często nie są w ogóle zainteresowani pobytem). W tym samym czasie pozaeuropejskie destynacje (chociażby kraje arabskie, Afryka lub Karaiby) kuszą dobrymi ofertami i przewidywalnością. Dodatkowo, nasi goście boją się wpłacać zaliczki słysząc o problemach finansowych hoteli (lub też mając świadomość przepisów, które pozwalają hotelom odroczyć ich ewentualny zwrot). Pieniądze, które mogłyby zostać wydane w Polsce płyną szerokim strumieniem do zagranicznych hoteli - dodaje przedsiębiorca.
Wartość pomocy, która trafiła do firm hotelarskich powinno się oceniać w kontekście skali ich problemów
Prezes hoteli Nosalowy komentuje też pomoc jaką przedsiębiorstwa hotelarskie otrzymały od państwa. -Patrząc całościowo, oczywiście nie wolno zapominać o wsparciu, które hotele otrzymały chociażby od Polskiego Funduszu Rozwoju. Jego atutem, zarówno w tym roku jak i ubiegłym, był automatyzm i szybkość przyznania środków. Docenienia wymaga ogromny profesjonalizm PFR. Ilość otrzymanych środków była również niemała, szczególnie przez pryzmat czasów przed-COVIDowych - komentuje Wróbel.
Jak dodaje -Jednak kwotę, która trafiła do firm hotelarskich powinno się też oceniać w kontekście skali ich problemów i tego, że bardziej niż praktycznie wszystkie inne branże ponosi ona ekonomiczny koszt lock-down’u. Ograniczeniem kolejnych „tarcz” jest chociażby ich górny pułap. Przykładowo, średnie przedsiębiorstwa wnioskujące o pomoc zgodnie z literą prawa mogły otrzymać maksymalnie 3,5 mln zł z każdej z tarcz (na całą grupę podmiotów powiązanych). Wiem z doświadczenia, że dla firm, które działają na większą skalę (są bliżej górnego pułapu przychodu bądź ilości pracowników) ta kwota pokrywa jedynie niewielką część już poniesionych strat.
Komentarze